O przewagach patriarchatu i etatyzmu w szkolnictwie
Głośna w ostatnich dniach sprawa ciąży, w którą ze swym 14-letnim uczniem zaszła nauczycielka jednego z podkaliskich gimnazjów posiada dwa interesujące aspekty: pierwszym jest samo zaistnienie romansu, drugim zaś reakcja rodziców dzieci uczęszczających do szkoły, gdzie pracowała nieszczęsna „seks-nauczycielka”.
Spis treści
- 1 Pole niezdrowych fascynacji
- 2 Tradycyjna separacja płci
- 3 Wady liberalnej koedukacji: zaburzenie dystansu między płciami…
- 4 …zaburzenie hierarchii…
- 5 …zaburzenie ról płciowych (przypadek Anny Shirley)…
- 6 …niedostosowanie do specyfiki rozwojowej płci.
- 7 Rekomendacje dla systemu oświatowego:
- 8 separacja płci…
- 9 …separacja od rodziców (przeciwko „wartościom rodzinnym”)…
- 10 …odfeminizowanie zawodu nauczyciela…
- 11 …dostosowanie programów nauczania do płci…
- 12 …mundurki.
- 13 Jaki system zarządzania oświatą?
- 14 Doświadczenie francuskie
- 15 Doświadczenie quebeckie
- 16 Doświadczenie amerykańskie
- 17 „Niczego nie zapomnieli, nic się nie nauczyli”
- 18 Liberalne ruiny społeczeństwa
- 19 Państwo jako narzędzie kontrrewolucji
Pole niezdrowych fascynacji
Z komentarzy pojawiających się po ujawnieniu afery wnioskować można, że spora część chłopców w wieku szkolnym albo fantazjuje na temat seksu ze swoimi nauczycielkami, albo przynajmniej wykazuje ponadprzeciętne zainteresowanie nimi jako kobietami. Warunkiem jest oczywiście, by nauczycielka była w jakimś stopniu atrakcyjna. Piszący te słowa pamięta ze swoich czasów szkolnych opowiadane w uczniowskim gronie rozliczne „pikantne”dowcipy, których bohaterkami były właśnie nauczycielki. W każdym konkretnym przypadku nie musiało to bynajmniej oznaczać erotycznej fascynacji, ale oznaczało po prostu, że przez większość chłopców te bardziej atrakcyjne nauczycielki postrzegane są w dużym stopniu jako obiekty seksualne i najczęściej to pod tym względem ocenia się je i komentuje.
Nie jest to z pewnością sytuacja zdrowa, bo nie służy ani autorytetowi zawodu nauczyciela, ani nie można jej uznać za wychowawczo korzystną. Nauczyciel szkolny powinien być również wychowawcą, tak więc cieszyć się płynącym z posiadanej dystynkcji autorytetem. Postrzeganie nauczycielki jako obiektu seksualnego znosi wszelką dystynkcję, ponieważ wśród chłopców wytwarza postawę o charakterze intymnym; chłopiec taki myślami i żartami opowiadanymi kolegom na szkolnych korytarzach wkracza głęboko w intymność nauczycielki, przestając o niej myśleć jak o zwierzchnim wobec siebie autorytecie.
Tradycyjna separacja płci
Zwrócić warto zresztą uwagę, że w ogóle czynienie dla dorastającego chłopca autorytetem kobiety jest nieco perwersyjne i wyraźnie przeciwne naturze. Dorastający chłopiec nie po to emancypuje się w domu spod matczynej opieki zacieśniając wraz z dorastaniem swoje więzi z ojcem i grupą kolegów, by w szkole odgrywać rolę mamisynka wobec nauczycielek.
W społeczeństwach tradycyjnych, chłopiec w wieku od siedmiu do jedenastu lat zabierany był od kobiet, przechodził rytuał inicjujący go w męskość i od tej pory sypiał w namiocie z innymi mężczyznami, którzy przejmowali wobec niego obowiązki wychowawcze i przysposabiali go do samowystarczalnego funkcjonowania w społeczności. Chłopcy i dziewczynki, w wieku w którym zaznaczać się zaczynały ich cechy i tożsamość płciowa, byli od siebie rozdzielani i od tego czasu bawili się i uczyli w gronie osób własnej płci. Zmniejszało to groźbę uwikłania się przez nich w niepożądane z punktu widzenia funkcjonalności wspólnoty, to jest w przedwczesne lub źle ukierunkowane relacje seksualne. Stwarzało również warunki sprzyjające wykrystalizowaniu się tożsamości płciowej i przyswojeniu sobie przez młodych ludzi nawyków kulturowych i zachowań właściwych dla swojej płci. Wyjąwszy sytuacje małżeńskie i opiekę kobiet nad własnymi małymi dziećmi, ta względna separacja płci trwała przez resztę życia człowieka.
Demokratyczne kształcenie koedukacyjne dlatego jest antywychowawcze i nienaturalne, że odchodzi od zasady względnej separacji płci. W państwach demoliberalnych dziewczynki i chłopcy uczą się w szkołach i klasach mieszanych płciowo, a oddzielne ze względu na płeć mają w zasadzie tylko toalety i czasem szatnie. Wraz z obniżeniem prestiżu i rangi społecznej zawodu nauczyciela, nastąpiło również znaczne jego nasycenie kobietami. Większość grona nauczycielskiego – i to niezależnie od przekroju płciowego i wieku podopiecznych – stanowią dziś kobiety. Antropologia liberalna nie zna rozróżnienia na kobiety i mężczyzn – zna tylko zuniformizowane, a zatem i wyprane z tożsamości płciowych jednostki. Wszelka separacja płci i różnicowanie programów nauczania i programów wychowawczych ze względu na płeć rodzi wśród liberałów podejrzenia o dyskryminację oraz motywowany tymi podejrzeniami sprzeciw, ponieważ liberalizm traktując wszystkich jako równych, traktuje ich jak jednakowych. Rodzi to szereg negatywnych konsekwencji dla procesu kształcenia i procesu wychowawczego.
Wady liberalnej koedukacji: zaburzenie dystansu między płciami…
Wspomnieliśmy już o nienaturalnej bliskości pomiędzy osobami przeciwnej płci, dokładnie w tym okresie życia, gdy ich tożsamość płciowa dopiero się kształtuje i płciowość nie została jeszcze do końca oswojona. Zarówno romans będący punktem wyjścia dla naszego komentarza, jak i wiele innych głośnych afer z niesławną „grą w słoneczko”, uznać należy za rezultat tego rodzaju zaburzenia naturalnego dystansu między płciami.
…zaburzenie hierarchii…
Wspomnieliśmy także o antywychowawczym charakterze poddania kształtujących właśnie swą męską tożsamość chłopców zwierzchności i dyscyplinie kobiety. Dorastający chłopcy zainteresowani są przede wszystkim zajęciem jak najwyższej pozycji w hierarchicznym układzie grupy i opartą na sile władzą oraz prestiżem. Podleganie starszym i silniejszym mężczyznom jest dla nich naturalne i nie podważa ich męskości. Podleganie władzy kobiety, nie dość że stawia taką kobietę w pozycji i wobec obowiązków typowo męskich, to jeszcze rodzi zamęt w umyśle dorastającego chłopca.
…zaburzenie ról płciowych (przypadek Anny Shirley)…
W przeznaczonej dla dziewcząt powieści Lucy Maud Montgomery (1874-1942) Ania z Avonlea (1909) tytułowa bohaterka objąwszy posadę nauczycielki, obiecuje sobie nie karać swych podopiecznych fizycznie. Przeciwnie – stara się zbudować wśród uczniów szacunek dla siebie, pozyskując ich sympatię i przyjaźń. To zachowanie typowe dla kobiet, których „władza – jak zauważają Anne Moir i David Jessel – to siła, która tworzy związki między ludźmi, spaja rodziny i buduje społeczeństwa”.
Na kolejnych kartach powieści Anna Shirley, starając się jednocześnie być nauczycielem i pozostać kobietą, ponosi bolesną dla siebie porażkę. Jeden z jej podopiecznych-chłopców odmawia jej szacunku i dokucza, gdyż Ania jest kobietą. To również naturalne zachowanie, że dorastający i walczący o jak najwyższą pozycję w opartej na stosunkach siły hierarchii chłopiec odmawia podporządkowania się nauczycielce-kobiecie, podważającej zasadność reguł właściwych jego własnej płci, a próbującej w to miejsce zbudować hierarchię opartą na kryteriach kobiecych.
Niesforny Antoś Pye zmusza w końcu młodą pannę Shirley, by zajmując pozycję w męskim zawodzie, przyjęła panujące tam męskie reguły. Pewnego dnia Ania wybija krnąbrnego chłopca po ręce linijką. Antoś uznaje w niej wówczas osobę silniejszą i podporządkowuje się jej autorytetowi. Dla świeżo upieczonej nauczycielki jest to jednak zwycięstwo pyrrusowe, bo dla jego osiągnięcia zaprzeć się musi swojej kobiecej natury, przywdziewając na potrzeby odgrywanej roli zawodowej maskę mężczyzny. Udaje jej się to, ale po burzliwej walce wewnętrznej w której z trudem powstrzymuje potok łez, zalewając się nimi dopiero po opuszczeniu budynku szkoły.
W formule pogodnej historyjki dla dziewcząt, pisarka przedstawia czytelnikom wielopłaszczyznowy konflikt o podłożu psychoewolucyjnym. Jest to wewnętrzny konflikt psychiczny kobiety, w „teatrze życia codziennego, zmuszonej w liberalnym społeczeństwie kanadyjskim końca XIX wieku do odgrywania roli mężczyzny, wedle męskich reguł. O dramatycznej sile tego wewnętrznego konfliktu świadczą łzy cisnące się do oczu Ani.
Konflikt ma jednak również wymiar strukturalny, gdyż jest konfliktem dorastającego chłopca, którego natura popycha ku kwestionowaniu i sprawdzaniu wytrzymałości zastanych reguł, z hierarchiczną strukturą szkolnego aparatu władzy. Cytowani już Moir i Jessel zauważają celnie, że „Dyscyplina szkolna jest dla chłopców czymś głęboko nienaturalnym.”
Istnieje także wymiar ideologiczno-psychologiczny konfliktu, w którym rozregulowany przez liberalną ideologię otwarcia kobietom możliwości pracy w wybranych przez nie zawodach system społeczny, doprowadza do klęski obydwojga protagonistów: Anna Shirley musi przyjąć męski „gender” by zdobyć sobie autorytet w oczach swych podopiecznych, a Antoś Pye musi odnaleźć męski autorytet w osobie biologicznej kobiety.
Pomieszanie z poplątaniem! ale do takich właśnie absurdów prowadzi demoliberalny system oświatowy. Kanadyjska autorka napisała powieść antropologicznie i psychologicznie dużo bardziej pogłębioną, niż prawdopodobnie miała zamiar napisać.
…niedostosowanie do specyfiki rozwojowej płci.
Tymczasem kolejną słabością koedukacyjnego systemu oświaty jest lekceważenie w nim uwarunkowanych hormonalnie i neurologicznie różnic między płciami w zdolnościach uczenia się.
Mózgi kobiece i męskie różnią się między sobą, co zależy od ilości androgenów (lub neutralizujących ich oddziaływanie hormonów żeńskich) otrzymanych przez płód w szóstym tygodniu jego rozwoju. W przypadku otrzymania odpowiedniej ilości hormonów męskich, mózg rozwija typową dla osobników męskich strukturę połączeń nerwowych i dana osoba wykazuje później uzdolnienia i zachowania typowe dla mężczyzn. W przypadku nieotrzymania takiej dawki, mózg kształtuje się na sposób kobiecy.
Różnice prowadzą między innymi do większego skupienia lub rozproszenia w mózgu ośrodków odpowiedzialnych za określone czynności umysłowe, takie jak postrzeganie wzrokowo-przestrzenne, zdolności werbalne, zdolności językowe i definiowanie słów, myślenie abstrakcyjne, i inne. Specjalizacja określonych części mózgu w danej funkcji i skupienie odpowiedzialnych za nią ośrodków zwiększają sprawność w wykonywaniu tej funkcji, większe rozproszenie zaś ośrodków pomniejsza tę sprawność, gdyż te same partie mózgu odpowiadają wówczas za wykonywanie wielu czynności naraz.
Mózgi kobiece są w większości przypadków mniej wyspecjalizowane, gdyż ośrodki odpowiedzialne za większość funkcji umysłowych rozproszone są w nich w obydwu półkulach, podczas gdy w przypadku mężczyzn odpowiedzialna za nie jest przede wszystkim półkula prawa lub przede wszystkim półkula lewa. Jednym z wyjątków są ośrodki odpowiedzialne za mechanizmy językowe jak fonetyka, gramatyka i ortografia, które u kobiet znajdują się w przedniej części lewej półkuli mózgowej, zaś u mężczyzn w przedniej i w tylnej części lewej półkuli.
Powoduje to, że w pierwszych latach nauki szkolnej małe dziewczynki szybciej przyswajają sobie umiejętność czytania. Nauka czytania opiera się na wykorzystaniu słuchu, którego ośrodki znajdują się w lepiej rozwiniętej u kobiet lewej półkuli mózgowej. Psycholog Dianne McGuinnes twierdzi, że „Badania nad odmiennością płci dowodzą, że kobiety wykazują większą zdolność do rozwijania tych zdolności słuchowych i motorycznych, które mają znaczenie w nauce czytania”. Małe dziewczynki znajdują się w sytuacji uprzywilejowanej, gdyż program nauczania w szkołach koedukacyjnych bardziej odpowiada preferowanej przez nie strategii poznawczej, to jest temu co kanadyjska psycholog Sandra Witleson tłumaczy jako odwoływanie się przy rozwiązywaniu problemów do najsilniejszych stron swojego umysłu.
Programy szkolne faworyzują zatem w pierwszych latach nauki dziewczynki, dyskryminują zaś chłopców. Według McGuinnes „We wczesnych latach szkolnych dzieci zajmują się przede wszystkim czytaniem i pisaniem, a są to umiejętności faworyzujące w znacznym stopniu dziewczynki. Rezultat jest taki, że chłopcy zapełniają komplety wyrównawcze w czytaniu, nie umieją pisać ortograficznie i są uznawani za dyslektyków albo dzieci z trudnościami w nauce czterokrotnie częściej niż dziewczynki”.
W przypadku problemów, do rozwiązywania których wykorzystuje się myślenie abstrakcyjne, przestrzenne i zdolności wizualne, zaznacza się z kolei przewaga chłopców. Ośrodki odpowiedzialne za te funkcje zlokalizowane są w mózgu męskim w jego prawej półkuli, podczas gdy w mózgu kobiecym rozproszone w obydwu półkulach. Stąd chłopcy w pierwszych latach szkoły gorzej radzą sobie z wiedzą przyswajaną na drodze pośredniej – poprzez słuchanie słów wypowiadanych przez nauczyciela, starają się zaś wykorzystać swoją przewagę w postrzeganiu wizualnym i przestrzennym wchodząc w bezpośredni kontakt z otoczeniem i eksperymentując na nim. Ręce stają się dla małych chłopców niejako przedłużeniem oczu, trudniej zaś jest im skupić się na wykładzie nauczyciela, wobec czego znakomita większość dzieci nieposłusznych i stwarzających trudności wychowawcze to chłopcy.
Sytuacja zmienia się, gdy w kolejnych latach nauki wzrasta znaczenie umiejętności wykorzystujących predyspozycje do myślenia abstrakcyjnego – na przykład gdy matematyka przestaje być prostą rachunkowością (za logiczne, uporządkowane procesy myślowe odpowiada lepiej rozwinięta w mózgach kobiecych lewa półkula), a sięga poziomu abstrakcyjnej geometrii (za postrzeganie przestrzenne odpowiada lepiej rozwinięta w mózgach męskich prawa półkula). Wtedy to uczennice zostają w tyle, a ciągnący się wcześniej w ogonie chłopcy wysuwają się na prowadzenie.
Wszyscy pamiętamy przezabawne zmagania bohaterki Ani z Zielonego Wzgórza (1908) ze znienawidzoną geometrią, tym dotkliwiej przez nią przeżywane, że z wyraźnie większą łatwością opanowanie jej przychodziło Gilbertowi Blythe, z którym rywalizowała o miano najlepszego ucznia w szkole. Bohaterka powieści Maud Montgomery uciekła się wreszcie do preferowanej przez jej płeć strategii poznawczej i nauczyła się zadań i rozwiązań z tego przedmiotu na pamięć. Odpowiadało to żeńskim predyspozycjom jej mózgu, mającego lepiej rozwinięte zdolności szczegółowego i uporządkowanego przetwarzania informacji. Rywal Ani nie musiał tak obciążać pamięci, ponieważ jego męska preferowana strategia poznawcza w postaci myślenia holistycznego i abstrakcyjnego, odpowiadała wymogom stawianym przez naukę geometrii.
System nauczania w liberalnej szkole koedukacyjnej w pierwszych latach nauki nie odpowiada potrzebom kształcenia chłopców, w kolejnych nie odpowiada zaś potrzebom kształcenia dziewcząt. Liberalna ideologia bankrutuje w obliczu ograniczeń stawianych przez biologię.
Rekomendacje dla systemu oświatowego:
Z naszych dotychczasowych rozważań wyprowadzić da się kilka wniosków-rekomendacji wobec pożądanego i bardziej odpowiadającego naturze człowieka oraz wyprowadzonym z tej natury instytucjom kulturowym (między innymi sankcjonowanej kulturowo tzw. „płci społecznej”), systemu oświatowego.
separacja płci…
Przede wszystkim zatem, powinien to być system oparty na separacji płci. Chłopcy i dziewczynki uczyć się powinny w szkołach odpowiednio męskich i żeńskich. Kontakty między nimi nie powinny być zbyt częste i ograniczać się do sytuacji kulturowo usankcjonowanych i zrytualizowanych, jak na przykład okazyjne bale. Izolacja w przypadku małych dzieci nie ma oczywiście większego znaczenia, nabiera go natomiast w wieku dojrzewania, którego najbardziej burzliwy, początkowy okres przypada na lata spędzane dziś przez polskich uczniów w gimnazjach. Wtedy do separacji płci powinno przywiązywać się szczególną uwagę, częstotliwość kontaktów powinna zaś stopniowo wzrastać wraz z osiąganiem dojrzałości przez uczniów.
…separacja od rodziców (przeciwko „wartościom rodzinnym”)…
W społeczeństwach tradycyjnych, dzieci po ukończeniu określonego wieku były oddzielane od rodziców. Dorastające dziewczęta pozostawały oczywiście w domu rodziców i pod ich opieką, nawet one więcej jednak czasu spędzały w grupie niespokrewnionych z nimi innych kobiet, na pracach typowych dla swej płci. Chłopcy na ogół oddzielani byli od matki i w ogóle od kobiet bardziej zdecydowanie, sypiając od pewnego wieku i spędzając większość czasu w gronie czysto męskim; na polowaniach lub wykonywaniu innych męskich czynności. Nastoletni chłopcy nie byli na przykład wpuszczani wraz z matką do łaźni żeńskiej, z czego zdarzało im się korzystać jeszcze przed wejściem przez nich w okres pokwitania.
Podobne zasady powinny przyjąć społeczeństwa współczesne i dorastający chłopcy trafiać powinni do męskich szkół z internatem, zamiast trwać w nieco perwersyjnym, ginekokratycznym układzie, gdzie będąc już młodymi mężczyznami, muszą wciąż na co dzień podlegać władzy matczynej. Liberalne społeczeństwo egzaltujące się „wartościami rodzinnymi” wychowuje sfeminizowanych pantoflarzy i infantylnych mamisynków, gdy tymczasem społeczeństwo pielęgnujące zasady tradycyjne winno hodować (by posłużyć się sformułowaniem Nietzschego) mężczyzn w, uformowanej wedle męskich zasad hierarchii i dyscypliny, instytucji mannerbundu, czego namiastką mogłyby być współcześnie męskie szkoły z internatem.
…odfeminizowanie zawodu nauczyciela…
Wspomnieliśmy wyżej o ukształtowaniu instytucji męskich szkół wedle reguł adekwatnych do potrzeb męskiej natury, przy zminimalizowaniu wpływu wypaczających osobowość dorastającego chłopca reguł właściwych dla relacji między kobietami. Pokrótce wspomnieliśmy też wyżej, że powinny to być reguły wychodzące naprzeciw takim wrodzonym skłonnościom mężczyzn jak budowanie układów hierarchicznych, spojonych dyscypliną, skłonność do agresji i rozwijanie stosunków opartych na sile. Oczywiste zatem jest, że nauczycielami w takich szkołach powinni być wyłącznie mężczyźni, podobnie jak nauczycielami w szkołach dla dziewcząt w większym stopniu powinny być kobiety.
By zwiększyć popularność zawodu nauczyciela wśród mężczyzn, i co za tym idzie również odsetek mężczyzn wśród nauczycieli, konieczne będzie zwiększenie społecznego prestiżu tego zawodu. Nastawieni na rywalizację i sukces mężczyźni dążą do zajęcia jak najwyższej pozycji w hierarchii władzy i prestiżu, stąd garną się do najwyżej poważanych społecznie zawodów.
Zawody zdominowane przez mężczyzn należą do najbardziej prestiżowych, ponieważ kryteria prestiżu obowiązujące w nowożytnym i w nowoczesnym społeczeństwie są kryteriami odzwierciedlającymi mentalność mężczyzn. Zawody i funkcje typowe dla kobiet zostały w nowoczesnym społeczeństwie kapitalistycznym uznane za mało wartościowe a same kobiety nie są z tytułu ich spełniania należycie doceniane i wynagradzane (dotyczy to np. pracy domowej).
Gdy jakieś funkcje zawodowe zaczynają w większym stopniu spełniać kobiety, prestiż i społeczne poważanie (a także warunki finansowe) tych zawodów ulegają gwałtownej degradacji. Tak było na przykład z zawodem kasjera bankowego w Stanach Zjednoczonych, w którym na początku XX wieku zatrudniano głównie mężczyzn i było to wówczas stanowisko oceniane bardzo wysoko. Gdy jednak po II wojnie światowej przy kasach zasiadły kobiety, poważanie i pensja dla zawodu kasjera zaczęły spadać. W rezultacie zatrudniało się w nim coraz mniej mężczyzn, co powodowało dalszy upadek prestiżu i pogorszenie warunków płacowych. Współcześnie, kasjerkami są niemal wyłącznie kobiety a zawód ten jest jednym z gorzej płatnych i uważanych za najniższe stanowisk biurowych.
Jeśli zatem chcemy powrotu mężczyzn do zawodu nauczyciela, recepty wydają się oczywiste: by nauczyciele znów cieszyli się szacunkiem, powinni mieć rozleglejsze uprawnienia wobec uczniów i więcej zarabiać, poza tym zaś, w szkołach męskich uczyć powinni mężczyźni. Motywem większości działań mężczyzn jest dążenie do sukcesu, miarą zaś sukcesu do której najczęściej odwołują się mężczyźni są pieniądze. Nauczyciel w szkole państwowej powinien więc zarabiać tyle, by stanowiska te obsadzali nie życiowi nieudacznicy i sentymentaliści z matczynym stosunkiem do dzieci, lecz ludzie dążący do życiowego sukcesu. Nauczyciel taki nie powinien być również spętany siecią idiotycznych i robiących z niego bezradne pośmiewisko „praw dziecka” i „praw ucznia”. Jako dominujący wobec swych dorastających podopiecznych „samiec alfa”, powinien mieć możliwości zademonstrowania im swojej władzy i przewagi.
…dostosowanie programów nauczania do płci…
Programy nauczania i wychowania uwzględniać powinny naturalny a opisany pokrótce wyżej rytm rozwoju umysłu męskiego i umysłu kobiecego, tak więc zakładać choćby mniejszą rolę przekazu słownego, a większą eksperymentowania i poznania przestrzennego w pierwszych latach nauki u chłopców, tak by wykorzystać ich naturalne predyspozycje i oszczędzić im stresu związanego z wykonywaniem zadań przerastających ich możliwości na danym etapie rozwoju. Nauka czytania mogłaby choćby polegać na częstszym odwoływaniu się do zdolności wizualnych, niż słuchowych.
Inne powinny być na pewno dyscypliny sportu uprawiane w szkołach męskich i w szkołach żeńskich. W tych pierwszych większe znaczenie zyskać powinny kulturowo usankcjonowane dyscypliny kojarzone raczej z „gender” właściwym mężczyznom, zatem choćby szermierka, strzelectwo, manewry w terenie, wszelkiego rodzaju sporty walki etc. W szkołach żeńskich większe znaczenie powinno się przypisywać nauce rytmiki i rozwijaniu innych zdolności kojarzonych w kulturze europejskiej z kobiecością.
Ewolucja kulturowa, jak zauważył popularyzator ewolucjonizmu Richard Dawkins (ur. 1941), jest przedłużeniem ewolucji biologicznej, a kultura to nasz „fenotyp rozszerzony”. Płeć społeczna jest zatem warunkowana płcią biologiczną i stanowi jej ekstrapolację w sferę kultury.
…mundurki.
Separacja płciowa uczniów i nauczycieli (choć w szkołach żeńskich mogliby też uczyć mężczyźni) oraz specjalizacja programów nauczania i standardów wychowawczych powinna iść w parze z pewnego rodzaju standaryzacją uczniów w ramach ich własnej grupy szkolnej, mianowicie poprzez przyjęcie mundurków szkolnych typowych nie tylko dla każdej płci, ale również dla poszczególnych szkół. Stworzyłoby to wśród uczniów danej szkoły kolektywny espirit de corps, pozwalając im utożsamić się ze wspólnotą obejmującą również absolwentów i ze specyficzną dla danej szkoły tradycją, która wyróżniałaby jej uczniów i absolwentów spośród podopiecznych i wychowanków innych szkół.
Przyjęcie mundurków szkolnych miałoby oczywiście jeszcze wiele innych zalet, ale nie ma sensu w tym miejscu jeszcze raz ich wymieniać, gdyż kwestie te były szeroko dyskutowane przy okazji niegdysiejszych idących w tym kierunku projektów ówczesnego ministra oświaty, Romana Giertycha.
Jaki system zarządzania oświatą?
Zastanowić się na koniec musimy, jaka powinna być struktura zarządzania aparatem oświatowym? Wracamy w tym miejscu do wspomnianego na początku tekstu drugiego z wymiarów afery z „seks-nauczycielką”. Uderzające w niej było, że nauczycielki-ladacznicy i jej prawa do dalszej pracy w szkole, pomimo że swoim postępowaniem skompromitowała się przecież w oczach uczniów, bronili rodzice tych uczniów. Obrazuje to rozmiar kulturowego spustoszenia, które dotyka skorodowanego liberalizmem współczesnego społeczeństwa. Ukazuje też fałszywość narracji środowisk konserwatywnych, rojących niekiedy o istnieniu rzekomej „milczącej konserwatywnej większości”, demoralizowanej jedynie odgórnie przez aparat liberalnego państwa. Taki opis pasował może do społeczeństwa francuskiego z XIX wieku lub do społeczeństwa amerykańskiego z drugiej połowy XX wieku.
Doświadczenie francuskie
W pierwszym z tych przypadków, katolicki i konserwatywny naród urabiany był na liberalną modłę przez republikańskie państwo przy pomocy kontrolowanego przez to państwo systemu powszechnej i obowiązkowej oświaty. Szkoła służyła we Francji ideologicznej indoktrynacji w duchu liberalizmu i ateizmu. Jej nauczyciele byli, wedle słów wybitnego poety tamtych czasów Charlesa Péguy (1873-1914), „czarnymi huzarami Republiki” i to ich służbie liberalne ideały republikanizmu zawdzięczały historyczne zwycięstwo w walce o ukształtowanie świadomości i postaw politycznych Francuzów.
Kościół katolicki i środowiska konserwatywne, utraciwszy kontrolę nad oświatą, wycofały się wówczas na pozycje antypaństwowe i broniły autonomii szkolnictwa prywatnego.
Doświadczenie quebeckie
Bardzo podobna sytuacja miała miejsce w czasie tzw. „spokojnej rewolucji” („révolution tranquille”) w Quebecu, to jest podczas rządów liberałów w tej prowincji w latach 1960-1966. Odebranie wówczas kontroli nad oświatą i uniwersytetami wyjątkowo konserwatywnemu miejscowemu klerowi katolickiemu, doprowadziło w ciągu zaledwie kilku lat do zagłady katolickiego Quebecu i do zupełnego zrujnowania kultury tej prowincji, będącej dziś socjalistycznym pobojowiskiem, wstrząsanym niekiedy wybuchami bomb podkładanych przez trockistowskich terrorystów. Przechwycenie oświaty w Quebecu przez liberałów miało zatem jeszcze bardziej dramatyczne skutki niż w metropolitarnej Francji, skutkując w zasadzie doszczętnym unicestwieniem 300-letniej katolickiej tradycji tego kraju.
Doświadczenie amerykańskie
Bardziej znany wśród zamerykanizowanej mentalnie polskiej prawicy jest przykład USA z drugiej połowy XX wieku, gdzie rozrastający się rząd federalny forsował liberalną politykę społeczną i oświatową, zderzając się między innymi z oporem konserwatywnych protestanckich społeczności, szczególnie w południowej części kraju.
„Niczego nie zapomnieli, nic się nie nauczyli”
Zorientowani na Stany Zjednoczone polscy konserwatyści i konserwatywni liberałowie próbują w związku z tym zwalczać koncepcję państwowego szkolnictwa. W zamian forsują pluralizację systemu oświatowego i osłabienie na niego wpływu władzy państwowej. System oświaty państwowej powinien według nich być równoważony przez szkolnictwo prywatne i przez „nauczanie domowe” (niekiedy z amerykańska nazywane „homeschoolingiem”), a do decydowania o programach nauczania i standardach wychowawczych w szkołach państwowych w większym stopniu, na wzór amerykański, dopuszczone powinny być demokratyczne „rady rodziców”. Konserwatystom kulturowo zamerykanizowanym (i mówiącym z nimi w tej sprawie jednym głosem libertarianom) wtórują w tych postulatach bardzo często mentalnie sfrankofonizowani monarchiści, bezrefleksyjnie kopiujący we współczesnej Polsce kontrrewolucyjną narrację katolików francuskich sprzed z górą stu lat.
To oczywiście stanowisko nie dające się traktować poważnie, bo koncepcyjnie wtórne i pozbawione odniesienia do współczesnych polskich realiów. Krytykowani tu konserwatyści i monarchiści są tylko ideokopiarkami kserującymi narrację i argumenty działającej w innym kontekście i na ogół również przed wielu laty prawicy amerykańskiej i francuskiej. To pasażerowie intelektualnie martwej wizy i epigoni zdezaktualizowanych dziś już idei.
Liberalne ruiny społeczeństwa
Próbką rzeczywistości społecznej Polski „tu i teraz” jest zaś przypadek podkaliskiej szkoły, gdzie rodzice bronią przed słusznym napiętnowaniem skompromitowanej „seks-nauczycielski”. Jest to rzeczywistość permisywnego społeczeństwa liberalnego, nie zaś milczącej konserwatywnej „moralnej większości”. Społeczeństwo nie jest już ostoją instytucji i postaw konserwatywnych, lecz zbiorowiskiem liberalnych hedonistów i indywidualistów, zdecydowanych bronić przed „nietolerancją” swojego dotychczasowego sposobu życia. Współczesne społeczeństwo nie będzie bronić obecności krzyży w salach lekcyjnych, tylko denuncjować dziennikarzom liberalnej prasy i liberalnych stacji telewizyjnych te nieliczne szkoły, w których krzyże takie się ostały. Nie będzie bronić lekcji religii, tylko protestować przeciwko umożliwiającemu ich prowadzenie konkordatowi. Nie będzie bronić moralności uczniów zagrożonej przez szerzenie obyczajowo wywrotowej propagandy na zajęciach z wychowania seksualnego, tylko stanie po stronie „seks-nauczycielki”lub uczennicy która zaszła w ciążę i będzie protestować przeciwko mundurkom szkolnym.
Państwo jako narzędzie kontrrewolucji
Społeczeństwo dzisiejsze jest społeczeństwem zdruzgotanym przez liberalizm, które na powrót wychować trzeba w ideałach tradycyjnych. Zrobić to trzeba przy pomocy tych samych narzędzi, którymi w XIX i w XX wieku posłużyli się liberałowie, to jest przy pomocy państwowej, powszechnej, obowiązkowej i odgórnie kierowanej oświaty. Zmienił się kontekst, zmienić się zatem też muszą narzędzia i metody działania prawicy tradycjonalistycznej. Nie ma już tradycyjnego społeczeństwa którego trzeba by bronić przed państwem, jest za to sprawnie funkcjonujące państwo, którego można użyć do wychowania społeczeństwa do życia wedle reguł tradycyjnych i do nadania mu na powrót formy tradycyjnej. Prawica tradycjonalistyczna powinna dążyć do przechwycenia kontroli nad aparatem państwowym, po czym posłużyć się nim dla osiągnięcia własnych celów politycznych.