Co robić w trakcie wojny

Z Patriarchat.pl
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Nie będę bronił

  • praw kobiet, a szczególnie
    • do aborcji.
    • do edukacji.
    • do samotnego macierzyństwa.
    • do alimentów.
    • do podziału majątku.
    • do fałszywych zeznań.
    • do ochrony przez policję.
    • do "wiary ofierze".
    • do ochrony przed "przemocą domową".
    • do łatwego rozwodu.
    • do zakładania rodzin z niepolakami.
    • do służby w wojsku i policji.
    • do parytetów.
    • do parytetów w radach nadzorczych spółek.
    • do równych zarobków.
    • do niezależności.
    • do decydowania o sobie.
  • emerytur
  • starych bab
  • feministek
  • matriarchatu
  • szacunku do kobiet
  • gejów, lesbijek, transseksualistów itp
  • wegan, rowerzystów
  • aktywistów miejskich, klimatycznych, ds. zwierząt
  • tchórzliwych, uległych i bezzębnych konserwatystów
  • simpów
  • tych, co nie działają w interesie Mężczyzn
  • socjalizmu
  • urzędników
  • podatków
  • państwowych mieszkań
  • poczty polskiej, kolei państwowych, publicznej komunikacji
  • sędziów, prokuratorów, adwokatów - cała kasta prawna won!
  • polityków
  • członków rad nadzorczych spółek skarbu państwa
  • zakazu posiadania broni
  • obowiązkowych szczepień
  • interesów Zachodu, NATO
  • Unii Europejskiej
  • imigrantów, uchodźców, europejczyków, muzułmanów, żydów
  • polityki klimatycznej
  • eutanazji i aborcji
  • płatności bezgotówkowych
  • otwartego i tolerancyjnego społeczeństwa

Kogo bym wysłał na wojnę

  • Mężczyzn
    • Tych, którzy deklarują, że poszliby na wojnę
    • Tych, którzy pobłażają kobietom
  • Płeć żeńska
    • Bezdzietne kobiety 18+
    • Samotne matki
    • Feministki
    • Emerytki
  • Administracja
    • Urzędników - skoro oni wiedzą lepiej, wydają pozwolenia oraz decydują, oni na pewno świetnie sobie poradzą.
      • Urzędników niszczących prywatne inicjatywy
    • Posłów (poza Konfederacją)
    • Tych, którzy żyją z zasiłków, dotacji, subwencji
    • Tych, którzy nie pracują
    • Emerytów - dostają pieniądze z systemu, który zabiera (aktualnie pracującym osobom) i daje im. Ponieważ brakuje na obiecane kwoty pieniędzy, dodaje się do systemu z podatków (aktualnie pracujących osób). Cały system oparty jest na kradzieży od przyszłych pokoleń. Emeryci sprzedają wolność swoich dzieci.
    • Kobiety pełniące funkcje publiczne
  • Poglądy
    • Lewicę
    • Tych za obowiązkowym poborem
    • Tych za równouprawnieniem
    • Homoseksualistów (na pierwszą linię)
    • Tych którzy wykorzystują konsensus społeczny
    • Mniejszości


Ayan Rand o poborze

Przymusowy pobór to najpoważniejsze ze wszystkich etatystycznych naruszeń praw jednostki dokonywanych w gospodarce mieszanej, gdyż w istocie sprowadza się ono do zaprzeczenia tych praw. Neguje ono podstawowe prawo człowieka, prawo do życia, a neguje na mocy podstawowej zasady etatyzmu: że życie to należy do państwa, które może domagać się od obywatela, aby je poświęcił na polu bitwy. Wystarczy zaakceptować tylko tę jedną jedyną zasadę, a wszystko inne pozostaje już tylko kwestią czasu.

Jeśli państwu wolno nakazać człowiekowi, by ryzykował śmierć, straszliwą ranę czy okaleczenie w wojnie wypowiedzianej przez ów kraj w sprawie, która nie tylko może go kompletnie nie interesować, lecz także której może wręcz być przeciwny, jeśli jego zgoda nie jest potrzebna, aby wydać go na takie cierpienia, wtedy nic już nie znaczą żadne inne jego prawa, gdyż państwo i rząd wcale go nie chronią, bo niby co jeszcze pozostałoby do chronienia?

Najbardziej haniebna sprzeczność — w straszliwym tumulcie wznoszonym przez dzisiejsze grupy antyideologiczne — pojawia się wtedy, gdy tak zwani „konserwatyści”, pozujący na obrońców praw jednostki, a zwłaszcza prawa własności, zarazem występują jako adwokaci powszechnego poboru wojskowego. Jakich trzeba się chwycić wykrętów, żeby uzasadnić to, że istota, która nie ma prawa do życia, ma prawo do rachunku bankowego? Odrobinę wyżej — ale nie dużo — w hierarchii piekielnej powinni znaleźć się ci „liberałowie”, którzy twierdzą, że człowiek ma „prawo” do zabezpieczeń ekonomicznych, państwowego mieszkania, powszechnej ochrony zdrowia, edukacji, rekreacji, nie ma natomiast prawa do życia; ma wprawdzie prawo do „życia godnego”, ale do życia — już nie.

Wszystkie strony, występując w obronie przymusowego poboru, odwołują się do zasady, „iż nie ma praw bez obowiązków”. Obowiązków — wobec kogo i przez kogo nałożonych? Z ideologicznego punktu widzenia konstrukcja ta jest gorsza nawet od zła, które ma usprawiedliwiać, gdyż sugeruje ona, jakoby prawa znajdowały się w posiadaniu państwa, któremu należy się coś w zamian. Pod względem logicznym jest to bezsens, skoro bowiem jedyną rzetelną funkcją państwa jest ochrona ludzkich praw, to w zamian za tę ochronę nie może się ono domagać prawa do życia obywatela.

Jedyny „obowiązek”, jaki łączy się z prawami jednostki, nakładany jest nie przez państwo, lecz przez naturę rzeczywistości (tutaj: przez prawo tożsamości), a jest nim obowiązek spójności, który w tym kontekście d o maga się poszanowania praw innych, jeśli ktoś chce, by jego prawa były uznawane i chronione. Z politycznego punktu widzenia powszechny pobór jest niekonstytucyjny. Żadne racjonalizacje — niezależnie od tego, czy będzie je budował Sąd Najwyższy, czy osoby prywatne — nie zmienią faktu, że oznacza on „przymusowe poddaństwo”'.

Jedynym rzetelnym, moralnym — i praktycznym — sposobem obrony wolnego kraju jest armia ochotnicza. Czy człowiek powinien na ochotnika zgłosić się do walki, gdy jego kraj zostanie zaatakowany? Tak — jeśli ceni swe prawa i swoją wolność. Wolnemu (nawet połowicznie) krajowi nigdy nie brakło ochotników w obliczu zewnętrznej agresji. Wielu specjalistów wojskowych p o twierdza, że armia ochotnicza — złożona z ludzi, którzy wiedzą, o co walczą i dlaczego — okazuje się najlepsza i najbardziej efektywna, podczas gdy armia poborowa jest o wiele mniej skuteczna.

Często pojawia się pytanie: „Co jednak, jeśli kraj nie znajdzie odpowiedniej liczby ochotników?”. Nawet w takiej sytuacji reszta ludności nie ma prawa do życia młodych rodaków. Trzeba jednak zauważyć, iż niedobór ochotników pojawia się z jednej z dwu przyczyn: 1. Kraj jest tak przeżarty przez skorumpowane, autorytarne rządy, że obywatele z własnej woli już nie chcą go bronić, wtedy jednak — nawet jeśli powoła się ich do służby — nie potrwa ona długo. Wystarczy tu przypomnieć dosłowny rozpad armii carskiej Rosji podczas I wojny światowej. 2. Rząd kraju decyduje się przystąpić do wojny nie w samoobronie, lecz dla celu, którego obywatele nie podzielają lub nie rozumieją. Armia ochotnicza jest więc najlepszą obrończynią pokoju nie tylko w walce z zewnętrznym agresorem, lecz także w walce z wojowniczymi ideologiami lub planami rządu.

Ale nie jest to bynajmniej jedyna przyczyna. Minął już czas wielkich, masowych armii. Dzisiejsza wojna to wojna technologii; wymaga wysoko wyszkolonego, naukowego personelu, a nie hord pasywnych, bezmyślnych, otępiałych ludzi; potrzebuje umysłów, a nie brawury, inteligencji, a nie ślepego posłuszeństwa. Można ludzi zmusić do umierania, ale nie można ich zmusić do myślenia. Przecież najlepiej technicznie wyekwipowana broń naszych sił wojskowych — marynarka i lotnictwo — nie przyjmuje poborowych, a opiera się wyłącznie na ochotnikach. Z poborowych korzysta już zatem tylko najmniej efektywna i — w dzisiejszych warunkach — najmniej istotna broń, jaką jest piechota. A jeśli tak sprawy się mają, czy na pewno o bezpieczeństwo narodu troszczą się ci, którzy występują w obronie poboru?

Dwadzieścia-dwadzieścia pięć lat: oto kluczowy okres dla formowania się człowieka. To w tym wieku konfrontuje on z rzeczywistością swoją wizję świata, ludzi i społeczeństwa, w którym przyszło mu żyć, określa swoje wartości moralne, wybiera cele, plany na przyszłość, rozwija swe ambicje lub je przykrawa. To te lata odciskają się na całym jego późniejszym życiu. I właśnie w tym czasie rzekomo humanistyczne społeczeństwo chce skazać młodych ludzi na przerażenie: przerażenie wyrastające z tego, że niczego nie można planować i na nic nie można liczyć, że jakąkolwiek drogę wybiorą, w każdej chwili może zostać zablokowana przez nieprzewidywalną siłę, że wizję przyszłości przesłania rząd koszarowych baraków, a może też straszliwej śmierci gdzieś daleko w dżungli. 

Takie ciśnienie demoluje młodą psychikę, jeśli ktoś to sobie uświadamia; efekty okazują się jednak jeszcze gorsze, gdy dzieje się to bez udziału świadomości. I w jednym, i w drugim przypadku pierwszą ofiarą będzie intelekt, ten bowiem nie może funkcjonować, gdy obowiązują zasady, które go wyłączają. 

Czy jednak widać tę niewypowiedzianą zasadę? Rozwijanie siebie jako twórczej, ambitnej, niezależnej osoby nie stanowi dla państwa wartości — jest nią natomiast zmiana każdego w potulne zwierzę ofiarne. Czyż zasada ta nie wydaje się moralnie wstrętna?

Z politycznego punktu widzenia propozycja ta jest jeszcze gorsza od poboru. W przypadku tego ostatniego można się jeszcze chwytać wymówki, że służy się krajowi w chwili niebezpieczeństwa, a polityczne konsekwencje są maskowane przez długą historyczną tradycję związaną z patriotyzmem. Kiedy jednak młodzi ludzie akceptują to, iż do ich obowiązków należy poświęcenie lat kluczowych dla ich formowania się na zbieranie ryżu czy podawanie chorym nocników, znaczy to, że są tak samo zdruzgotani psychicznie jak cały kraj. Oto w wielkiej skali przykład tego, co nazywam „sankcją udzieloną przez ofiarę”. To także dowód na to, że nie można ludzi zniewolić politycznie, jeśli się ich wcześniej nie obezwładni ideologicznie. Kiedy to się uda, to ofiary same pójdą na czele procesu własnej destrukcji.

Co chwila otrzymuję listy od mło dych ludzi, którzy proszą mnie o radę w sprawie poboru. Z moralnego punktu widzenia niepodobna radzić czegokolwiek w sytuacji, gdy wybory i decyzje nie są dobrowolne. „Granicę sfery moralności wytycza lufa karabinu”. Istnieje jednak pewien moralny aspekt tej sytuacji, który wymaga wyjaśnienia. Niektórzy z moich korespondentów sądzą, jak się zdaje, że ponieważ przymusowy pobór jest pogwałceniem ich praw, to zgoda na niego oznacza moralne przyzwolenie na ten gwałt. Tu kryje się poważny błąd. Wymuszona zgoda nie jest przyzwoleniem. Wszyscy zmuszeni jesteśmy akceptować wiele ustaw, które naruszają nasze prawa, jak długo jednak się im sprzeciwiamy, posłuszeństwo im nie oznacza usankcjonowania. Z niesprawiedliwymi prawami trzeba walczyć na drodze ideologicznej; nie można z nimi walczyć czy ich korygować na drodze nieposłuszeństwa czy niepotrzebnego męczeństwa. Zacytuję za numerem „Persuasion” z kwietnia 1967 roku: „Nie powstrzyma się rozpędzonej ciężarówki, rzucając się pod nią...”).