Artykuł - Ile rodzą p0lki

Z Patriarchat.pl
Wersja z dnia 20:00, 2 mar 2022 autorstwa Mateusz (dyskusja | edycje) (Utworzono nową stronę "Stara ponad 1000-letnia Polska umiera Są na to twarde dowody. Polska zajmuje obecnie tragiczne – 212. miejsce na świecie, jeśli chodzi o współczynnik dzietności....")
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Stara ponad 1000-letnia Polska umiera Są na to twarde dowody. Polska zajmuje obecnie tragiczne – 212. miejsce na świecie, jeśli chodzi o współczynnik dzietności. Na 224 sklasyfikowane państwa! A więc, gdyby odwrócić tabelę, dumna katolicka (podobno) Polska jest dziś w niechlubnej światowej czołówce. Wstyd i dramat.

1,4 Julki na 1. pOlkę

Obecnie średnio Polka rodzi w życiu 1,4 dziecka. Żeby zapewnić choćby prostą zastępowalność pokoleń (utrzymać aktualną populację) wartość ta powinna wynosić 2,1. Notabene pod alarmową, czerwoną grubą kreską - czyli poniżej progu zastępowalności pokoleń (2,1) - Polska znajduje się nieprzerwanie od przełomu lat 80. i 90. Taka transformacja. Średni wiek Polki rodzącej swoje pierwsze dziecko od dawna już przesuwa się w górę. Obecnie pierwsze dziecko Polka rodzi przeciętnie dopiero w wieku 29. lat!

Polska się starzeje i kurczy

Polska starzeje się i umiera. Ludzie starsi stanowią coraz większy procent społeczeństwa. Starych ludzi (60 lat i więcej) jest obecnie w Polsce ok. 20%. W 2030 r. ma ich być już prawie 30%, a w 2050 r. aż 40%. Jednocześnie obniża się, i będzie się obniżać liczba wszystkich mieszkańców Polski. Już w 2023 r. populacja Polski ma spaść poniżej 38 mln, natomiast w 2050 r. – wg. najbardziej ponurych prognoz – Polaków będzie mniej niż 33 mln.

Na pocz. XX w. było inaczej

Ponad sto lat temu, na przełomie XIX i XX w. było zgoła inaczej. Polka rodziła wówczas średnio, uwaga, prawie 6. dzieci! Bywały polskie kobiety, które mogły się wtedy pochwalić nawet kilkanaściorgiem dzieci! Polska kroczyła w tamtym czasie na czele płodności w Europie (ustępując jedynie Rosji). W pierwszych dekadach XX w. byliśmy jednym z najdynamiczniej rozwijających się narodów na świecie (!) pod względem demografii. Wtedy Polska się rozwijała - dziś się zwija. Wtedy Polacy praktykowali płodność mocarstwową, dziś praktykują płodność grabarską. W 1900 r. ludność Polski stanowiła ok. 1,5% światowej populacji. Natomiast dziś liczba mieszkańców Polski stanowi już tylko ok. 0,5% liczby mieszkańców globu.

Co się przez te 121 lat stało?

Wobec powyższych porażających danych, nie można nie zapytać, co się z polską płodnością przez te 121 lat stało. Czy wspomniany spadek współczynnika dzietności z poziomu prawie 6. dzieci na kobietę na przełomie XIX i XX w. na zaledwie 1,4 (w roku 2021) to zupełnie naturalna kolej rzeczy? Czy jest to efekt jakiegoś nieokreślonego i absolutnie nieuchronnego „procesu dziejowego”? Czy to, że współczesne Polki (a do pary z nimi oczywiście współcześni Polacy) generalnie nie mają dzieci, to nieubłagany skutek - jak to się ładnie dziś mówi – samoistnie „zmieniających się czasów”?

Otóż nie. Brutalna prawda jest taka, że to nie żadna tam „naturalna kolej rzeczy”, „proces dziejowy”, czy coś tam jeszcze innego, ale to sami Polacy zaczęli w pewnym momencie, za bożymi plecami „majstrować” coś przy płodności i z premedytacją unikać potomstwa. A zatem to katolicki (podobno) polski naród – na własną rękę redukując liczbę urodzeń – sam wyhamował swój rozwój demograficzny i doprowadził się do obecnego opłakanego stanu.

To „hamowanie” przebiegało zaś w praktyce tak, iż najpewniej pod wpływem masońsko-marksistowsko-feministcznej manipulacji, Polacy zaczęli od pewnego momentu (płodność mocarstwowa kończy się w 1932 r.) powszechnie używać prezerwatyw, dokonywać aborcji, później także stosować farmakologiczną antykoncepcję.

Ale nie tylko tego typu „nieczystymi metodami” drastycznie redukowano liczbę urodzeń. Skutecznie, bowiem liczbą urodzeń sterować można także w śnieżnobiałych rękawiczkach - techniką „slalomowo-faryzejską” - z zachowaniem absolutnie wszystkich przepisów pobożności. Ta ostatnia technika - która po prostu polega na tym, że mężczyzna sprytnie omija dni płodne kobiety (podobnie jak narciarz omija slalomowe tyczki) – była (i jest) niestety stosowana przez wielu katolików-obłudników. A przewrotność metody „slalomowo-faryzejskiej” polega na tym, iż nawet, jeśli czystość rytualna jest w jej przypadku zachowana, i nie ma ona nic wspólnego z aborcją, ani też sensu strocto nie jest ona antykoncepcją, to demograficzne efekty jej stosowania są dokładnie takie same jak efekty stosowania aborcji, czy antykoncepcji! (Dodajmy, że technikę „slalomowo-faryzejską” katolicy-obłudnicy przewrotnie reklamują pod szyldem „naturalnego planowania rodziny” - w skrócie „NPR”).

Kryzys kobiecości

Poza wymienionymi już czynnikami, niski współczynnik dzietności w Polsce należy też wiązać z takimi zjawiskami jak: pornografia, rewolucja seksualna, dyskotekowo-studencki styl życia, kryzys męskości, kryzys kapłaństwa, milczenie Kościoła, rozwody. No i jest jeszcze coś, co koniecznie należy dodać do tej listy. Jest to kryzys kobiecości. Przykro to stwierdzić, ale bodaj pod wpływem wspomnianej masońsko-marksistowsko-feministcznej propagandy bardzo popsuło się morale polskich kobiet. Kobiety, sztucznie wypychane na rynek pracy, kobiety niepotrzebnie angażujące się w politykę, kobiety szukające zaspokojenia swoich ambicji w karierze naukowej, czy sportowej, dały sobie wcisnąć, że macierzyństwo je ogranicza. Kobiety dały sobie wmówić, że pokorna kariera żony i matki, służba rodzinie, posłuszeństwo mężowi i Bogu, przynosi im ujmę. Kobiety dały sobie wmówić, że mąż to tyran a dom to więzienie. Kobiety dały sobie wcisnąć, że wielodzietność to patologia, życiowa porażka i wyłącznie uciemiężenie.

W każdym razie z polskimi kobietami stało się coś bardzo niedobrego. Matki-Polki się zbuntowały, wyrzuciły dziecięce wózki, gary, i swoje skromne sukienki przez okno i nie chcą już w 100% służyć ani Panu Bogu, ani tym bardziej swoim mężom. Jest to poważny problem, i o kryzysie kobiecości trzeba w końcu zacząć głośno w mówić – a nie tylko wałkować na okrągło „kryzys męskości”.

Brakuje 170 mln Polaków!

Na koniec, odpowiedzmy sobie jeszcze na jedno niewygodne pytanie - ile by nas nad Wisłą dziś mieszkało, gdybyśmy w naszą znakomitą płodność z pocz. XX w. (omówionymi tu technikami) tak brutalnie nie zaingerowali. Otóż wg. ks. dr. hab. Krzysztofa Bielawnego (który przyjął, iż Polska, w przeciągu wspomnianych 121 lat rozwinęłaby się demograficznie podobnie jak rozwinęła się w tym okresie Nigeria, czy Pakistan) nasz kraj zamieszkiwałoby dzisiaj nie 38 a 210 mln (sic!) obywateli…

A zatem nad Wisłą, brakuje nam dziś, uwaga, circa 170 mln obywateli - tj. brakuje 80% Polski! Oznacza to wszystko, że posiadamy dziś zaledwie 20% Polski (której będzie z roku na rok jeszcze mniej, gdyż tendencja jest spadkowa).

Konkluzje

Konkludując, katolicka (podobno) Polska na naszych oczach kona. Tymczasem, bawiące się w najlepsze w robienie kariery, bezwstydne Polki, jak gdyby nigdy nic, rodzą sobie (na dystansie aż 34. lat – bo pomiędzy 15 a 49 rokiem życia) zaledwie 1,4 dziecka i jeszcze uważają to za wielkie wyrzeczenie. A tych bezwstydnych Polek, równie bezwstydni mężowie też są nie lepsi, skoro na to wszystko - co ich szalone żony wyczyniają – pozwalają.