Po co mi kraj, skoro urzad jest niemiły
Wyobraźmy sobie, że mamy działkę. To jest wasza działka. Kupiliście ją za swoje zarobione i opodatkowane pieniądze, po zakupie opłaciliście dodatkowe podatki. Ale aby tam zbudować dom - potrzebujecie pozwolenia. I oczywiście zabudowa ma być zgodna z wytycznymi urzędu. I aby dołączyć prąd trzeba poprosić o to państwową firmę, która musi się na to zgodzić. Z wodą i gazem tak samo. A co dopiero o wycięciu drzewa albo krzaków? A jeżeli zmieniasz przeznaczenie działki bo chcesz zrobić na niej to co masz ochotę? Kary.
A wyobraź sobie, że mieszkasz w mieszkaniu. To nie jest twoje mieszkanie, wynajmujesz je.
Możliwość bycia samcem beta w oczekiwaniu dla 30-letniej julki zajechanej na karuzeli z kaktusami Małżeństwo które dla mężczyzny jest zbieraniem resztek i budowaniem domu na nieswojej ziemi, a dla kobiety emeryturą. O możliwość płacenia 60% podatków na państwową machinę ich własnego kukoldztwa.
Mamy tutaj połączenie wszystkiego co najgorsze na Zachodzie (poprawność polityczna, kryzys deomograficzny, ginocentryzm) z tym, co najgorsze na Wschodzie: biedą i fatalnymi zarobkami. A z wolnością osobistą (np. prawo do posiadania broni, swoboda działalności gospodarczej, możliwość wycięcia drzewa na swojej działce) jest jest gorzej niż w jakimkolwiek wschodnim czy zachodnim kraju. Gdyby kazali mi za to walczyć, powiedziałbym, że zostawiłem żelazko na gazie i zaraz wracam..