Indianie: Różnice pomiędzy wersjami

Z Patriarchat.pl
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
(Utworzono nową stronę " Przeklejam cudzego posta. Jest długi i momentami nie zgadzam się z autorem ale dotyka on clue sprawy grobów dzieci z Kanady. To naprawdę nie wyglądało tak jak...")
 
(Przywrócenie starej wersji)
 
(Nie pokazano 1 wersji utworzonej przez jednego użytkownika)

Aktualna wersja na dzień 21:22, 5 kwi 2023


Przeklejam cudzego posta. Jest długi i momentami nie zgadzam się z autorem ale dotyka on clue sprawy grobów dzieci z Kanady. To naprawdę nie wyglądało tak jak się wielu wydaje. Oczywiście to nie znaczy że nie działy się tam rzeczy złe - ale zupełnie nie tak i nie takie jak się wypisuje. "... Od 1960 r. ludność indiańska ma pełne prawa do obywatelstwa kanadyjskiego.

Mówi 53 językami i jest podzielona na 605 grup plemiennych.

Zapamiętajcie te dane, bo to ważne. 53 języki. 605 grup plemiennych. Pewnie macie w głowach obraz szlachetnego wojownika, jakiegoś Winnetou, albo co najmniej wizję uśmiechniętych, przyjaznych, żyjących w zgodzie z naturą dobrych ludzi, których z niejasnych powodów najechali i niemal wytłukli źli, sadystyczni Biali. To zapomnijcie. Ma to tyle wspólnego z rzeczywistością, co polskie obozy zagłady. W 1634 wśród Huronów osiedliło się kilkoro Jezuitów. Uważali autochtonów za braci. Jean de Brebeuf napisał nawet śpiewaną do dziś kolędę w ich języku. Wybudowano kaplicę i szpital. Wkrótce jednak nadeszli Irokezi. Wcześniej wyśmiewali koncepcję Raju, bo co to za Raj, w którym nie można skalpować. Zakonników oskalpowano, polewano wrzątkiem, a serce de Brebeufa zjedzono. Co ciekawe, po tym wydarzeniu nastąpiła lawina nawróceń. Huronowie schrystianizowali się błyskawicznie.

Niemniej konflikty z innymi plemionami ciągnęły się aż do XX wieku.

Mamy mnóstwo opisów indiańskich okrucieństw, przy których Rzeź Wołyńska blednie. Są tam pieczone na rożnach, na oczach rodziców, niemowlęta, wyłupywane oczy, obcinane kończyny, zbiorowe gwałty, odzieranie ze skóry i kanibalizm. A także niewolnictwo.

I to nie takie tam, znane z westernów, że sobie jakieś  plemię białego dzieciaka, czy kobietę porwało i trzymało.  Mówimy o niewolnictwie zinstytucjonalizowanym, masowym, takim, jak np w starożytnym Rzymie. 

Oraz zorganizowanym handlu. W niektórych rejonach nawet 1/4 populacji była niewolnikami. Niewolnictwo było dziedziczone, potomek niewolnika był niewolnikiem. Niektóre plemiona w Kolumbii Brytyjskiej kontynuowały segregację i ostracyzm potomków niewolników aż do lat 70-tych XX wieku. Zapamiętajcie to: Kolumbia Brytyjska, lata 70-te. Wiecie, na ekrany wchodzą Gwiezdne Wojny, w knajpach grają punkowcy, a oni tam niewolnictwo. Generalnie wesoło się z nimi nie żyło.

Napadali, kradli, rabowali, gwałcili, porywali, ogólnie byli niebezpieczni.  Nawet ci w miarę zasymilowani. 

Wojny z Indianami w Kanadzie były zjawiskiem marginalnym, ale w sąsiednich Stanach Zjednoczonych, jak wiecie z westernów i literatury – nagminnym. I znów – to nie są legendy, ani opowieści z głębi czasu, tylko najnormalniej w świecie na przełomie wieków, kiedy powstawały już pierwsze samochody, a Prus pisał Lalkę, od Indianina można było całkiem realnie zarobić w łeb tomahawkiem, albo kulkę, czy strzałę. I teraz tak: zaraz objawią się obrońcy Indian, twierdząc, że skalpowania, oraz dokonywania masakr nauczyli się oni od Białych. Nawet, jeśli przyjąć, że to prawda, nie ma ona znaczenia. W połowie XIX wieku tak właśnie postępowali, a od kogo się nauczyli – nieważne. Byli groźni. Wszelkie gadanie o Indianach broniących tylko swojej ziemi to takie same brednie. Często konflikty zaczynały się tak, że plemiona oddalone jeszcze od Białych i wcale nie zagrożone bezpośrednio ekspansją kolonizatorów, rozpoczynały całe serie grabieżczych napadów. już około AD 1620 - według relacji hiszpańskich z Nuevo Mexico maja miejsce pierwsze 'konne napady' Apaczow. A mniej więcej regularne kradzieże koni i bydła miały miejsce od lat 1630... a po 1656 rozpoczyna się era ciągłych najazdów apackich na Nuevo Mexico wiele plemion po prostu uzależniło się od towarów europejskich i dla ich pozyskania prowadziło wojny o tereny łowieckie(Irokezi chcąc pozyskać tereny łowieckie wybili kilka innych plemion...wszystko po to by mieć skóry i futra na wymianę na europejskie towary - garnki, koce, proch, noże itd itp - masowe wyniszczanie zwierzyny napędzało z kolei proces wypierania słabszych plemion Zagnani do rezerwatów, degenerowali się. Powszechny był alkoholizm. Żyli w nędzy, co skłaniało do kradzieży. Ta sama nędza powodowała fatalny stan zdrowia.

Wymierali. 

I teraz tak: ja się ich wcale nie czepiam.

Biali też nie byli święci.  I nie są do dziś. Wszyscy znamy wyczyny nie tylko kolonizatorów, ale choćby bolszewików, czy naszych sąsiadów z Ukrainy, albo Niemiec.  

Celowo nie wspominam o Tasmanii, czy Kongo, bo chcę uświadomić, że biali Europejczycy wcale nie traktowali siebie nawzajem jakoś znacząco lepiej, niż robili to z podbijanymi ludami na innych kontynentach. Więc ci Indianie, byli po prostu ludźmi. Ani gorszymi, ani lepszymi. Takimi samymi. Nie ma co ich oczerniać, ale tak samo nie ma powodów wybielać i budować jakiejś legendy. Jak wszyscy na świecie dopuszczali się różności. Problem z nimi polegał na tym, że zatrzymali się w epoce kamienia. Nie, to nie dowcip, ani obelga. To fakt. Jakieś 10 tysięcy lat różnicy. Ominął ich Sumer, Babilon, Egipt, Grecja, Rzym, Średniowiecze, Renesans, Oświecenie.. . Wszystko ich, k..wa, ominęło. Nie znali koła, ani nawet udomowionej trzody chlewnej. Mieli psy. Psa udomowiono 15 tysięcy lat temu, a na przykład kozę – 9 tysięcy, a krowę -6. No, to macie różnicę. Kamienne narzędzia, psy, te sprawy.

I indyki. 

A teraz przełóżcie to na różnice kulturowe i mentalność. Dla wygody możecie sobie przypomnieć, jakie problemy mamy obecnie z asymilacją przybyszy z krajów muzułmańskich, czy z głębi Afryki. Albo z naszymi Romami. Takie tam różne newsy na temat stref no-go, stosunku do miejscowego prawa, obyczajów seksualnych, i tak dalej. A przecież to ludzie w pełni cywilizowani, tylko z innej kultury.

W przypadku Indian mówimy o ludziach z epoki kamiennej.
Możecie to sobie wyobrazić?  

To mniej więcej taka sama różnica, jak między psem i wilkiem. Niby to samo, ale tylko niby. Te 10-15 tysięcy lat. W 1867 cztery kolonie wchodzące w skład Brytyjskiej Ameryki Północnej uchwaliły Konfederację Kanady i powołały do życia nowe państwo – Kanadę. Stopniowy proces uniezależniania się od Wielkiej Brytanii osiągnął punkt kulminacyjny w 1982, - mówi Ciocia Wiki. Ludzi mieli 3,5 miliona. W roku 1900 – 5 milionów. Przy drugiej, po Rosji, wielkości powierzchni państwa. 10 milionów kilometrów kwadratowych. Mazowsze ma 38 tysięcy, a ludzi podobnie, jak oni wtedy. Gdyby ktoś pytał. Jedno z najsłabiej zaludnionych państw świata (..), ponad 90% ludności skupia się w pasie szer. 300 km, wzdłuż południowej granicy kraju, (..) obszary północne i północno-wschodnie prawie bezludne. W miastach mieszka ponad 80% Tak, Kanada to olbrzymie, dzikie pustki. A kiedyś było znacznie gorzej. Ani autostrady, ani szybkich pociągów, ani samolotów. Do połowy XX wieku transport do Kanady oraz w obrębie jej terytorium był w znaczący sposób regulowany przez rytm pór roku, a także ograniczenia związane z surowymi zimami, w czasie których zamarzały kanadyjskie rzeki, a podróże przez ocean stawały się ryzykowne. - No, tak myślę. Wszędzie było daleko i wszystko trwało długo. I brakowało ludzi. Zwłaszcza wykształconych. Do tego państwo kanadyjskie było i jest tworem całkowicie sztucznym. Trzyma się kupy chyba tylko dlatego, że w kupie na tej północy raźniej, a nikomu na tych zadupiach nie zależy. Poszczególne prowincje różnią się kulturą, etnosem, religią. Dziś już mniej, ale sto lat temu to były różnice bardzo znaczące. Taki Quebec jeszcze w latach 60-tych miał poważne tendencje separatystyczne. W roku 1965 rządowa Komisja Królewska ds. Dwujęzyczności i Dwukulturowości opracowała oficjalną politykę dotyczącą dwujęzyczności, a także ustanowiła „Anglików” i „Francuzów” dwiema „rasami (grupami ) założycielskimi” Zaś na zachodnim wybrzeżu osiedlali się Chińczycy. Kanada próbowała to ograniczyć kilkukrotnie podnosząc im podatki – na próżno. pomiędzy rokiem 1923 a 1947 Kanadyjczycy pochodzenia chińskiego zostali całkowicie wykluczeni z życia społecznego). Skutkowało to pozbawieniem ich praw obywatelskich, takich jak sprawowanie urzędów publicznych czy wykonywanie pewnych zawodów, oraz ograniczeniem ich wolności (tak jak to miało miejsce w przypadku kanadyjskich Japończyków, którzy w latach 40. XX wieku zostali wysiedleni z zachodniego wybrzeża Brytyjskiej Kolumbii i rozproszeni) Metysi wzniecali powstanie w Manitobie dwa razy. Kanada nabyła ich razem z ziemią od Kompanii Zatoki Hudsona . Walki z Indianami toczyły się równolegle. W takich warunkach państwo kanadyjskie zdecydowało się wprowadzić system powszechnej edukacji. Po pierwsze, bo potrzebowało ludzi z wykształceniem. Po drugie, by z różnych i skonfliktowanych grup stworzyć naród. Taki w miarę spójny, mówiący jednym językiem, chrześcijański, poczuwający się do jakiejś wspólnoty innej, niż handel skórkami bobrowymi i tarcicą. Wprowadzono obowiązek szkolny, czy jak kto woli – przymus. Taki sam, jak mamy dziś w Polsce. Z tym, że na olbrzymich, bezludnych obszarach. Na których mieszkało oprócz Francuzów i Anglików, oraz innych Europejczyków – 605 plemion, z 53 językami. No, to teraz może zaczyna niektórym świtać, skąd i dlaczego wziął się ów niesławny ostatnio za sprawą mediów system szkół z internatem. Ponieważ, jak wspomniałem – brakowało kadr, a tym bardziej takich, co chcieliby jechać na jakieś odległe od cywilizacji pustkowia zamieszkałe przez ludzi z epoko kamiennej, skorzystano z już istniejącej infrastruktury – sieci szkół założonych przez misjonarzy. Do tego wybudowano trochę nowych, a ich prowadzenie również powierzono duchownym. Wprowadzono obowiązek szkolny. Czyli to samo, co dziś w Polsce. Tak, czasami dzieci odbierano rodzicom siłą, rękoma Policji Konnej. Zapewniam, że dziś też, jeśli uporczywie nie będziesz posyłał dziecka do szkoły, to prawdopodobnie Ci je odbiorą. W wielu krajach, jak zapewne wiecie z mediów, potrafią je odebrać za byle bzdurę, np zbyt mały entuzjazm do tęczy. Dziś, w XXI wieku w Europie. Może pomyślcie o tym, zanim zaczniecie przeżywać niczym żyrafa lot balonem, fakt, iż sto lat temu w Kanadzie na siłę zwożono do szkół małych łowców bizonów. Realnie ten obowiązek trwał do 1948, a skutecznie był egzekwowany w latach 1920-48. Po tej dacie, wbijcie to sobie do głów – nikt nikogo nie porywał. A przynajmniej nie w majestacie prawa. Po prostu stworzono system swoistych nagród w postaci bonów na żarcie, i innych takich. Więc rodzice oddawali dzieci na naukę DOBROWOLNIE. Inna rzecz, to sieroty – tych nie brakowało. I takie zgarniało się z ulic, czy od opiekunów bezprawnych, choć według samych Indian – zapewne ich prawo obyczajowe stanowiło inaczej. Jak wyglądało to od strony rządu? A w latach 20-stych zaczął za bezcen, albo i za darmo przejmować ową sieć szkół misyjnych, bo kościoły miały problemy ze sprostaniem finansowo koniecznym naprawom, remontom, oraz nałożonym na nie obowiązkom, w tym liczbie uczniów. Poprzejmo9wał i tak zostawił. Kadrę zyskał i zapomniał. Finansowanie było nadal niewystarczające, i takie pozostało aż do końca systemu w latach 90-tych. Ale rząd oficjalnie sprawował nadzór i to on ponosi odpowiedzialność prawną za wszystko, co tam się działo. A co się działo, pomijając to, czym ekscytują się media, czyli przypadki wykorzystywania seksualnego i skrajnie brutalnego traktowania? A, na przykład – szalała gruźlica. Szczepionkę przeciw niej opracowano w 1921. Co znaczy, że 40 lat szkoły funkcjonowały w świecie, w którym ani szczepionki, ani lekarstwa nie znano. Mało tego – pierwsze leki powstały w 1946. A dzieci przybywały z rezerwatów często, jeśli nie zwykle – już zarażone. A teraz uświadomcie sobie, że to nie XXI wiek i nie covid. Nikt na kanadyjskie zadupia nie dostarczał szczepionek, ani leków samolotami, na wyścigi, żeby broń Boże, jakieś dziecko nie zmarło. Umierały dzieci Indian, tak samo, jak dzieci Białych. Dorośli też. W ogóle dzieci wtedy umierały często, także w Europie. Oczywiście, gruźlica nie była jedynym zabójcą. Zabijały, podobnie jak wszędzie na świecie: grypa, zapalenie płuc, zapalenie opon mózgowych, wypadniecie z okna, pożar, utonięcie. Niektóre dzieci straciły życie podczas ucieczek – zamarzły, utonęły, zmarły z wycieńczenia. Dodatkowo – odległości od szpitali. Znów – to nie dziś, że helikopter, szpital co dwa metry, karetka. Dzieciak zachorzał, to i zmarł, bo przecież nikt go nie będzie wlókł do szpitala przez pół kontynentu na kocu pomiędzy kijami przytroczonymi do konia. Chowano je na cmentarzach obok szkół. Bo niby gdzie? Co miano z nimi zrobić? Przypominam: odległości. Niektóre szkoły leżały setki i tysiące kilometrów od osad plemienia. Ówczesne środki transportu, klimat, stan dróg. Koszta, ludzie do tego potrzebni. Konserwacja ciał. NIEREALNE. W dodatku – często nie znano pochodzenia dzieci. Bo sierota. Bo ktoś nie zapisał. Bo ponad 50 języków. Albo rodzice według wiedzy szkoły – już nie żyli. Tak, bo śmiertelność w rezerwatach była porażająca. Nadal jest. Indianie masowo marli na te same choroby, oraz za przyczyną alkoholu, wypadków, przemocy. Być może pobyt w szkole niejednemu dziecku ocalił życie. I niejedno straciło je po opuszczeniu szkoły, z przyczyn podanych powyżej. Nie wierzycie? Kiedy Kanada przystąpiła do II wojny światowej, wielu Indian zgłosiło się do wojska. Połowa z nich się nie nadawała. Z powodu STANU ZDROWIA. Dzieci.. Chowano i zapewne stawiano drewniany krzyż, bo niedofinansowane szkoły nie miały środków na nagrobki i tablice. Kogoś to dziwi? Dziś te groby są często nieoznakowane, zapomniane. Znów – co w tym dziwnego? Minęły lata, właściciele gruntu się zmieniali. Dziś w Polsce – jeśli nie uiszczasz opłat, to po prostu możesz grób stracić. Po 20 latach można w nim pochować kogoś innego. Co dziwnego w tym, że krzyże zbutwiały, kamienne tablice zarosły, albo skruszały? I jakie to przestępstwo, że robi się z tego aferę? Ale jest coś fajnego – grunty najpierw przejął rząd, a potem sami Indianie. I uwaga – oni wtedy jakoś nie interesowali się tymi pochówkami. Nie zadbali o groby. A przecież pamięć była świeża, co nie? Mamo, tato, o tu – tu- Małego Bizona pochowali. Albo: Panowie, tam jest stary cmentarz. No, jakoś nic. Trawa dalej mogiły porastała. A w rezerwacie płynęła whisky. Nie najlepsze wyniki działalności tego typu szkół wywołały w końcu reakcje Kościoła katolickiego, czego rezultatem stało się opublikowanie w 1959 r. przez oblatów raportu pt. Residential Education for Indian Acculturation, który doprowadził w dziesięć lat później do rozdziału dotychczasowego partnerstwa w edukacji młodzieży indiańskiej Kościołów i rządu federalnego, a w sumie powolnego zsekularyzownia szkolnictwa indiańskich dzieci, wraz ze zmniejszeniem liczby tych szkół, oraz po 1972 r. powolnego przechodzenia szkół pod opiekę rządów prowincjonalnych. Jednak niewiele poprawiło to sytuację samych przymusowo uczonych tam dzieci A, to już perełka. Wynika z niej- UWAGA – że to Kościół katolicki alarmował i przyczynił się do demontażu systemu. Tak, ten Kościół, z którego teraz robi się w mediach oprawcę. Wynika też, że pod opieką państwa, wcale nie było lepiej. Ale państwo w mediach jakoś mniej w roli oprawcy występuje. "1972: Wyprzedzając koniec szkół rezydencjalnych, Departament Spraw Indiańskich nakazuje zniszczenie wszystkich akt personalnych Indian, wliczając w to akty własności. W wyniku tego, własność ziemi oraz genealogia niezliczonych rodzin indiańskich zostaje zniszczona, podważając roszczenia do indiańskiej ziemi." No, własność, własnością, ale akta poszły z dymem. To bardzo ciekawe, bo teraz o niechęć udostępnienia akt, ich niszczenie i zaniedbania w ich prowadzeniu – oskarża się Kościół. "Większość indiańskich szkół rezydencjalnych została zamknięta lub przekazana do zarządzania przez lokalne rady. Nie mniej jednak, wiele aktów wykorzystywania i zbrodni przeciwko dzieciom ma nadal miejsce, z rąk indiańskiego personelu." A to złotko! Indianie sami swoje dzieci krzywdzili. A ja się pytam, ile z tych dzieci, w ramach tradycji (przypominam – Kolumbia Brytyjska, lata 70) uważano za niewolników, bądź ich potomków? W szkołach stosowano kary cielesne. Media rozrywają szaty. Odsyłam do początku posta. To była norma. Zgodna z prawem. Do tego dodajmy fakt, że mnóstwo osób tam pracujących nie miało odpowiednich kompetencji. Bo skąd? Bycie zakonnicą nikogo pedagogiem, ani supernianią nie czyni. A na jedną siostrę potrafiło przypadać 100 małych Indian. Prosto z epoki kamienia łupanego, mówiących w 54 językach. Dzieci, które wychowywano wcześniej po indiańsku, czyli stawiając na maksymalną niezależność. Nie znające dyscypliny i nie rozumiejące jej. Nie chcące siedzieć w ławce i być cicho. Autentycznie DZIKIE. I obyte z przemocą, widokiem oprawianej zwierzyny, za to nie obyte z higieną, czy sztućcami. I potrafiące krzywdzić siebie nawzajem. W szkołach dochodziło do seksualnego wykorzystywania. Owszem, tak wskazują wyniki śledztwa i wspomnienia byłych uczniów. Nie pisze się jednak w ogóle o tym, że często to starsi uczniowie wykorzystywali młodszych, albo chłopcy gwałcili koleżanki. To niepoprawne politycznie. Poza tym – skala. Ja jakoś niedowierzam. Bo, podobnie jak z grobami – jak to? Kolejne roczniki opuszczają szkolne mury i nikt nie mówi: Mamo, Tato, strasznie mnie tam krzywdzili? Żadnych pozwów, procesów? Wszyscy doświadczali tego typu przemocy i siedzieli cicho? A, dobra. Może i tak. Napaść seksualna i wykorzystywanie seksualne dzieci to główne wyzwania, przed którymi stoją tubylcze społeczności w Kanadzie. Statystyki pokazują, że rdzenni Kanadyjczycy są bardziej narażeni na napaść seksualną lub ofiary wykorzystywania seksualnego dzieci. Aborygeni są jednym segmentem kanadyjskiej populacji o stosunkowo wysokim wskaźniku urodzeń. Niestety, wiele dzieci w rodzimych rezerwatach żyje w ubóstwie pod niewłaściwym nadzorem dorosłych. Wskaźniki nadużywania alkoholu i narkotyków w społecznościach tubylczych są wyższe niż w innych częściach Kanady, co przyczynia się zarówno do względnego ubóstwa, jak i braku nadzoru dorosłych. Złe warunki życia i brak odpowiedniego nadzoru dorosłych powodują wysokie wskaźniki napaści na tle seksualnym na rodzimych rezerwatach. .Aboriginal and Native Indian Sexual Assault in Canada (sexassault.ca) Aha. Współczesne dziennikarstwo to gówno.

Praktycznie w każdym dostępnym artykule na ten temat występują rażące błędy i przekłamania, które można zweryfikować w 5 minut. Ale dla dziennikarzy umiejętność korzystania z google to widocznie zbyt wiele, wikipedia zaś stanowi odległą galaktykę.
Najczęściej powtarza się brednia o prowadzeniu tych szkół przez Kościół aż do lat 90-tych. Nie, k...wa, od końca lat 60-tych prowadziło je państwo.
Druga brednia to masowe groby.  

Masowe groby, to znaczy zbiorowe mogiły, macie, durnie, w Katyniu. Gdzie do jednego doła wrzucano wielu, wielu ludzi. To, o czym mówicie, to np 700 mogił. Oddzielnych. I nie dzieci, bo chowano tam też okolicznych parafian,a niektóre cmentarze są starsze od szkół. Nie dokonano ekshumacji i cholera wie, kto tam leży.

Mogę tak długo. Postuluję, by w redakcjach przeprowadzić testy IQ, mam podstawy przypuszczać, że zatrudnia się tam niepełnosprawnych umysłowo, bez żadnej kontroli pozwalając im upubliczniać informacje. Zwykle zresztą jeden przepisuje od drugiego, jak na kretynów przystało. 

Jak się wzbudza nienawiść? A np takimi słowami – dzieci chowano zwyczajnie, w ziemi, jak psy . A gdzie, przepraszam miano je chować? W wodzie? W niebie? Co znaczy jak psy? Z obrożami, smyczami, kagańcami? Coś takiego mogła napisać tylko osoba chora z nienawiści do Kościoła. Ale czytelnik czyta i emocje się rozpalają. Albo: dzieci wykradziono z domów. Że co? Nocą, po kryjomu? Bezprawnie? Albo: W latach 60. zorientowano się, że szkoły te przynoszą więcej szkody niż pożytku. Tzn. że nie tylko nie edukują młodych pokoleń, ale że dochodzi za ich drzwiami do niewyobrażalnej krzywdy. Zaczęto je wygaszać, a przy tym odbierać Kościołowi. - po pierwsze: kościołom. Różnym. Po drugie, nie zorientowano się, tylko Kościół alarmował! A dzieci nie tylko nie dostawały niezbędnego leczenia, ale niektóre wręcz celowo infekowano, by móc "regulować populację". Te ośrodki były przepełnione, więc im więcej dzieci zmarło, tym mniej pracy miał personel szkolny, który w nich pracował. Najczęściej w ciężkich warunkach, bez żadnego wsparcia i pomocy - bo te szkoły nie podlegały jakiejkolwiek kontroli. - insynuacje. Żadnych dowodów na celowe zarażanie. A brak kontroli – tę powinien sprawować rząd. Albo: Kościół nigdy nie przeprosił Tak?

Kanadyjską Ludność Rodzimą wielokrotnie i uroczyście przepraszano za nadużycia oraz wyrządzone krzywdy. Uczyniły to oddzielnie zarówno Kościoły protestanckie, jak i biskupi rzymskokatoliccy, w roku 1991 kanadyjscy oblaci i kilkakrotnie papież Jan Paweł II (w latach 1984,1994 i 2002)

Aha... że wielu z zabitych zmarło na choroby, w tym gruźlicę, - no, to już grubszy kaliber. Kiedy przestałem się śmiać, dotarło do mnie, że insynuuje się zabijanie. Celowe. Ale debilizm tego zdania i tak poraża. I tak to idzie. Szacuje się, ze w 88 szkołach przez 120 zmarło około 4 tys dzieci z uczących się 150 tys. I to ma być sensacja? Ktoś porównał ze śmiertelnością wśród dzieci w Kanadzie w ogóle w analogicznym okresie? A w rezerwatach? A, gdzie tam polski dziennikarz by takie rzeczy robił. Ważne, że można w Kościół uderzyć. A teraz płoną w Kanadzie kościoły. Nie budynki rządowe. Nie parlament. Nie kliniki aborcyjne i nie sklepy z alkoholem. Ten post nie ma na celu kogokolwiek wybielać i relatywizować winy. Tam gdzie doszło do przestępstw i nadużyć, bezwzględnie trzeba to ukarać. Tam, gdzie wymagane jest śledztwo, trzeba je do końca przeprowadzić. Tam, gdzie trzeba, dokonać ekshumacji. A po wyrokach sądowych – komentować. Protestuję jedynie przeciwko powielaniu nierzetelnych bredni, szerzeniu nienawiści, bezmyślnym, emocjonalnym komentarzom i wydawaniu wyroków na podstawie nagłówków tworzonych przez półgłówków. W oderwaniu od realiów epoki. I w ogóle realiów.